Długo myślałam, że nie lubię grać w gry planszowe. Unikam spotkań towarzyskich, gdzie ekipa regularnie zbiera się by pograć.
Nie lubię uczenia się zasad nowych gier, co jest dziwne bo generalnie uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy. Długo myślałam, że problem jest ze mną, że nie umiem w strategię i taktykę. Jako absolwentce filologii, taka wymówka przychodziła mi z łatwością.
Dopiero niedawno zauważyłam, że to nie jest tak, że ja się nie nadaję do planszówek. Częściej bywa tak, że zapaleni gracze nie nadają się do wdrażania mnie w planszówki.
Jak to? Przecież ci ludzie znają grę na wylot, zasady tłumaczy osoba która najczęściej wygrywa w daną grę. Niestety tłumaczenie zasad często wygląda tak:
„Tu jest plansza, gramy takimi kartami. Tutaj masz karty postaci a tutaj karty mocy. Jak widzisz krasnala to pamiętaj żeby rzucić złotem. Zboże kupujesz za srebrne monety a tylko czarownica może ci pomóc zabić króla. To co? Robimy pierwszą rundę?”
Siedzę, próbuję ogarnąć zasady nie rozumiejąc nic. W końcu nie wytrzymuję i głośno zadaję najgłupsze na świecie pytanie: Ale o co w tej grze chodzi?
Wszyscy patrzą na mnie z niedowierzaniem i zgrozą, przecież dopiero co mi tłumaczyli: jak to o co? Przecież chodzi o to, żeby wygrać.
Zapada taka niezręczna cisza. I dopiero wtedy rzucam doprecyzowujące pytanie: OK, ale skąd będę wiedzieć, że wygrałam?
Czego zabrakło? Nikt nie przedstawił mi celu gry. Dla tych, którzy grają w tę grę od dawna cel jest przecież oczywisty. Nagle okazuje się, że wszystkie zasady mają sens. Cel jest jasny dla wszystkich, można więc zaczynać.
Cel, za SJP.pl:
cel
- «to, do czego się dąży»
- «to, czemu coś ma służyć»
- «miejsce, do którego się zmierza»
- «przedmiot lub osoba, których dotyczą zamierzone działania»
- «obiekt, do którego się strzela»
- daw. «muszka broni palnej»
Często tak właśnie czuję się w pracy.
Szefowie podrzucają mi sztabki złota, koledzy opowiadają o czarownicy a ja ciągle nie wiem, skąd będę wiedziała, że wygrywamy.
I mam teraz dwa wyjścia – mogę karnie odtwarzać czynności, które wykonują moi koledzy, i nawet jeśli nie zostanę pracownicą roku, to przynajmniej nikt się do mnie nie przyczepi.
Mogę też zrobić przerwę, wziąć oddech i zapytać: a po co mi to? Co ja tym osiągnę? Albo nawet lepiej: Co w tej grze znaczy wygrać?
Tak naprawdę idealnie by było, gdybyśmy w pracy wygrywali na trzech poziomach: jako jednostka, jako zespół, i jako całe przedsiębiorstwo.
Ale zanim to się może stać, musimy wiedzieć, co znaczy wygrana na wszystkich tych poziomach. Czyli, innymi słowami:
Jaki cel chcemy osiągnąć? I po co właśnie ten?
– Jaki cel mam ja w tej pracy?
– Jaki cel chce osiągnąć mój zespół?
– Jaki jest cel przedsiębiorstwa?
To nie są proste pytania, i często nie ma na nie jednej prostej odpowiedzi. Tych odpowiedzi, niestety, nie udzielamy też raz na zawsze co dodatkowo komplikuje sprawę.
Często nie potrafimy odpowiedzieć na wszystkie trzy pytania, z różnych powodów. Niektóre cele mogą nas nie interesować. Ktoś może nie chcieć się z nami danym celem podzielić.
Możemy się z odpowiedzią nie zgadzać, albo może ona stać w opozycji do tego, co sami chcielibyśmy osiągnąć. Wtedy wybieramy ignorowanie.
Uważam, że dlatego właśnie mamy tendencję do skupiania się na akcji bardziej niż na celu.
Cel a działania
Do tego, mierzenie działań samych w sobie jest prostsze, niż mierzenie naszej drogi do celu. Łatwiej jest rozliczać się z zadań, mierzyć KPI, wyrabiać nadgodziny. Dużo trudniej stwierdzić, na ile tydzień pracy zbliżył nas do wygranej.
Jako jednostki raczej wiemy, czy dzień pracy był dobry, czy nie do końca. Zdarzyło ci się kiedyś wyjść z pracy po 8 godzinach, potwornie zmęczonej, tylko po to, żeby zapytać siebie: co ja tak właściwie robiłam?
To sygnał tego, że twoje działania mogły nie mieć za wiele wspólnego z twoim celem.
Z drugiej strony, czasami robisz w pracy jedną rzecz, i pękasz z dumy, bo udało ci się tyle osiągnąć. Wiesz już na pewno, do czego zmierzam.
Jeśli zadania, które wykonujesz, nie dążą do zaspokojenia przynajmniej jednego z twoich/zespołu/firmy celów, albo wręcz stoją z nimi w sprzeczności, żaden proces, żaden regulamin, żadna instrukcja gry, nie będzie miała racji bytu.
Tak samo, kiedy te cele nie są jasne.
Nie ma wtedy sensu pisać podręczników, zasad działania, bo one nam w niczym nie pomogą. Wręcz przeciwnie, jeszcze odwrócą naszą uwagę od tego co najważniejsze, i sprawią, że będziemy się skupiać na odbębnianiu działań, pilnowaniu reguł i liczeniu wskaźników efektywności.
Tylko, kiedy odpowiesz sobie na (jedno naprawdę ważne) pytanie „*po co ja to robię*” będziesz w stanie świadomie planować, ustalać strategię i wygrywać.
[Dobre ćwiczenie na dojście do sedna sprawy? 5x czemu (link)]
A jaki jest ostateczny przepis na sukces?
Kiedy twoje osobiste cele, cele zespołu i cele przedsiębiorstwa uzupełniają się w dążeniu do wygranej.
Jeśli jesteś osobą, która właśnie rozwija zespół i zmaga się ze spadkiem produktywności, niechęcią wśród ludzi, bojkotowaniem zasad, bardzo polecam ci powrót do pytania „po co to robimy”.
Nie bój się dzielenia tymi celami ze swoim zespołem, wręcz przeciwnie, celebruj je, przypominaj o nich. Obserwuj działania zespołu i wspieraj te, które zbliżają was do osiągania kroków milowych.
Nie znaczy to niestety, że możesz zapomnieć o reszcie zadań i skupić się na jednym. W myśl zasady, że 20% wysiłków daje 80% sukcesu, dzień pracy to nie jest nieustające flow i Same Ważne Zadania. To też dużo żmudnego klepania, które trzeba zrobić. Chcę tylko, żebyś sprawdzała, sama ze sobą i ze swoim zespołem, jaki jest stosunek Ważnych Zadań do smutnej klepaniny.
I jeśli coś jest z tym stosunkiem nie tak, wróciła do rozmowy o celach.
Masz pytania lub potrzebujesz wsparcia w budowaniu procesów?
Skontaktuj się ze mną – pomogę Ci wypracować strategię, która przyniesie Ci konkretne korzyści!
Po co nam te zasady?
Długo myślałam, że nie lubię grać w gry planszowe. Unikam spotkań towarzyskich, gdzie ekipa regularnie zbiera się by pograć.
Nie lubię uczenia się zasad nowych gier, co jest dziwne bo generalnie uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy. Długo myślałam, że problem jest ze mną, że nie umiem w strategię i taktykę. Jako absolwentce filologii, taka wymówka przychodziła mi z łatwością.
Dopiero niedawno zauważyłam, że to nie jest tak, że ja się nie nadaję do planszówek. Częściej bywa tak, że zapaleni gracze nie nadają się do wdrażania mnie w planszówki.
Jak to? Przecież ci ludzie znają grę na wylot, zasady tłumaczy osoba która najczęściej wygrywa w daną grę. Niestety tłumaczenie zasad często wygląda tak:
„Tu jest plansza, gramy takimi kartami. Tutaj masz karty postaci a tutaj karty mocy. Jak widzisz krasnala to pamiętaj żeby rzucić złotem. Zboże kupujesz za srebrne monety a tylko czarownica może ci pomóc zabić króla. To co? Robimy pierwszą rundę?”
Siedzę, próbuję ogarnąć zasady nie rozumiejąc nic. W końcu nie wytrzymuję i głośno zadaję najgłupsze na świecie pytanie: Ale o co w tej grze chodzi?
Wszyscy patrzą na mnie z niedowierzaniem i zgrozą, przecież dopiero co mi tłumaczyli: jak to o co? Przecież chodzi o to, żeby wygrać.
Zapada taka niezręczna cisza. I dopiero wtedy rzucam doprecyzowujące pytanie: OK, ale skąd będę wiedzieć, że wygrałam?
Czego zabrakło? Nikt nie przedstawił mi celu gry. Dla tych, którzy grają w tę grę od dawna cel jest przecież oczywisty. Nagle okazuje się, że wszystkie zasady mają sens. Cel jest jasny dla wszystkich, można więc zaczynać.
Cel, za SJP.pl:
cel
- «to, do czego się dąży»
- «to, czemu coś ma służyć»
- «miejsce, do którego się zmierza»
- «przedmiot lub osoba, których dotyczą zamierzone działania»
- «obiekt, do którego się strzela»
- daw. «muszka broni palnej»
Często tak właśnie czuję się w pracy.
Szefowie podrzucają mi sztabki złota, koledzy opowiadają o czarownicy a ja ciągle nie wiem, skąd będę wiedziała, że wygrywamy.
I mam teraz dwa wyjścia – mogę karnie odtwarzać czynności, które wykonują moi koledzy, i nawet jeśli nie zostanę pracownicą roku, to przynajmniej nikt się do mnie nie przyczepi.
Mogę też zrobić przerwę, wziąć oddech i zapytać: a po co mi to? Co ja tym osiągnę? Albo nawet lepiej: Co w tej grze znaczy wygrać?
Tak naprawdę idealnie by było, gdybyśmy w pracy wygrywali na trzech poziomach: jako jednostka, jako zespół, i jako całe przedsiębiorstwo.
Ale zanim to się może stać, musimy wiedzieć, co znaczy wygrana na wszystkich tych poziomach. Czyli, innymi słowami:
Jaki cel chcemy osiągnąć? I po co właśnie ten?
– Jaki cel mam ja w tej pracy?
– Jaki cel chce osiągnąć mój zespół?
– Jaki jest cel przedsiębiorstwa?
To nie są proste pytania, i często nie ma na nie jednej prostej odpowiedzi. Tych odpowiedzi, niestety, nie udzielamy też raz na zawsze co dodatkowo komplikuje sprawę.
Często nie potrafimy odpowiedzieć na wszystkie trzy pytania, z różnych powodów. Niektóre cele mogą nas nie interesować. Ktoś może nie chcieć się z nami danym celem podzielić.
Możemy się z odpowiedzią nie zgadzać, albo może ona stać w opozycji do tego, co sami chcielibyśmy osiągnąć. Wtedy wybieramy ignorowanie.
Uważam, że dlatego właśnie mamy tendencję do skupiania się na akcji bardziej niż na celu.
Cel a działania
Do tego, mierzenie działań samych w sobie jest prostsze, niż mierzenie naszej drogi do celu. Łatwiej jest rozliczać się z zadań, mierzyć KPI, wyrabiać nadgodziny. Dużo trudniej stwierdzić, na ile tydzień pracy zbliżył nas do wygranej.
Jako jednostki raczej wiemy, czy dzień pracy był dobry, czy nie do końca. Zdarzyło ci się kiedyś wyjść z pracy po 8 godzinach, potwornie zmęczonej, tylko po to, żeby zapytać siebie: co ja tak właściwie robiłam?
To sygnał tego, że twoje działania mogły nie mieć za wiele wspólnego z twoim celem.
Z drugiej strony, czasami robisz w pracy jedną rzecz, i pękasz z dumy, bo udało ci się tyle osiągnąć. Wiesz już na pewno, do czego zmierzam.
Jeśli zadania, które wykonujesz, nie dążą do zaspokojenia przynajmniej jednego z twoich/zespołu/firmy celów, albo wręcz stoją z nimi w sprzeczności, żaden proces, żaden regulamin, żadna instrukcja gry, nie będzie miała racji bytu.
Tak samo, kiedy te cele nie są jasne.
Nie ma wtedy sensu pisać podręczników, zasad działania, bo one nam w niczym nie pomogą. Wręcz przeciwnie, jeszcze odwrócą naszą uwagę od tego co najważniejsze, i sprawią, że będziemy się skupiać na odbębnianiu działań, pilnowaniu reguł i liczeniu wskaźników efektywności.
Tylko, kiedy odpowiesz sobie na (jedno naprawdę ważne) pytanie „*po co ja to robię*” będziesz w stanie świadomie planować, ustalać strategię i wygrywać.
[Dobre ćwiczenie na dojście do sedna sprawy? 5x czemu (link)]
A jaki jest ostateczny przepis na sukces?
Kiedy twoje osobiste cele, cele zespołu i cele przedsiębiorstwa uzupełniają się w dążeniu do wygranej.
Jeśli jesteś osobą, która właśnie rozwija zespół i zmaga się ze spadkiem produktywności, niechęcią wśród ludzi, bojkotowaniem zasad, bardzo polecam ci powrót do pytania „po co to robimy”.
Nie bój się dzielenia tymi celami ze swoim zespołem, wręcz przeciwnie, celebruj je, przypominaj o nich. Obserwuj działania zespołu i wspieraj te, które zbliżają was do osiągania kroków milowych.
Nie znaczy to niestety, że możesz zapomnieć o reszcie zadań i skupić się na jednym. W myśl zasady, że 20% wysiłków daje 80% sukcesu, dzień pracy to nie jest nieustające flow i Same Ważne Zadania. To też dużo żmudnego klepania, które trzeba zrobić. Chcę tylko, żebyś sprawdzała, sama ze sobą i ze swoim zespołem, jaki jest stosunek Ważnych Zadań do smutnej klepaniny.
I jeśli coś jest z tym stosunkiem nie tak, wróciła do rozmowy o celach.
Masz pytania lub potrzebujesz wsparcia we współpracy z przełożonym?
Skontaktuj się ze mną – pomogę Ci wypracować strategię, która przyniesie Ci konkretne korzyści!
Po co nam te zasady?
Długo myślałam, że nie lubię grać w gry planszowe. Unikam spotkań towarzyskich, gdzie ekipa regularnie zbiera się by pograć.
Nie lubię uczenia się zasad nowych gier, co jest dziwne bo generalnie uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy. Długo myślałam, że problem jest ze mną, że nie umiem w strategię i taktykę. Jako absolwentce filologii, taka wymówka przychodziła mi z łatwością.
Dopiero niedawno zauważyłam, że to nie jest tak, że ja się nie nadaję do planszówek. Częściej bywa tak, że zapaleni gracze nie nadają się do wdrażania mnie w planszówki.
Jak to? Przecież ci ludzie znają grę na wylot, zasady tłumaczy osoba która najczęściej wygrywa w daną grę. Niestety tłumaczenie zasad często wygląda tak:
„Tu jest plansza, gramy takimi kartami. Tutaj masz karty postaci a tutaj karty mocy. Jak widzisz krasnala to pamiętaj żeby rzucić złotem. Zboże kupujesz za srebrne monety a tylko czarownica może ci pomóc zabić króla. To co? Robimy pierwszą rundę?”
Siedzę, próbuję ogarnąć zasady nie rozumiejąc nic. W końcu nie wytrzymuję i głośno zadaję najgłupsze na świecie pytanie: Ale o co w tej grze chodzi?
Wszyscy patrzą na mnie z niedowierzaniem i zgrozą, przecież dopiero co mi tłumaczyli: jak to o co? Przecież chodzi o to, żeby wygrać.
Zapada taka niezręczna cisza. I dopiero wtedy rzucam doprecyzowujące pytanie: OK, ale skąd będę wiedzieć, że wygrałam?
Czego zabrakło? Nikt nie przedstawił mi celu gry. Dla tych, którzy grają w tę grę od dawna cel jest przecież oczywisty. Nagle okazuje się, że wszystkie zasady mają sens. Cel jest jasny dla wszystkich, można więc zaczynać.
Cel, za SJP.pl:
cel
- «to, do czego się dąży»
- «to, czemu coś ma służyć»
- «miejsce, do którego się zmierza»
- «przedmiot lub osoba, których dotyczą zamierzone działania»
- «obiekt, do którego się strzela»
- daw. «muszka broni palnej»
Często tak właśnie czuję się w pracy.
Szefowie podrzucają mi sztabki złota, koledzy opowiadają o czarownicy a ja ciągle nie wiem, skąd będę wiedziała, że wygrywamy.
I mam teraz dwa wyjścia – mogę karnie odtwarzać czynności, które wykonują moi koledzy, i nawet jeśli nie zostanę pracownicą roku, to przynajmniej nikt się do mnie nie przyczepi.
Mogę też zrobić przerwę, wziąć oddech i zapytać: a po co mi to? Co ja tym osiągnę? Albo nawet lepiej: Co w tej grze znaczy wygrać?
Tak naprawdę idealnie by było, gdybyśmy w pracy wygrywali na trzech poziomach: jako jednostka, jako zespół, i jako całe przedsiębiorstwo.
Ale zanim to się może stać, musimy wiedzieć, co znaczy wygrana na wszystkich tych poziomach. Czyli, innymi słowami:
Jaki cel chcemy osiągnąć? I po co właśnie ten?
– Jaki cel mam ja w tej pracy?
– Jaki cel chce osiągnąć mój zespół?
– Jaki jest cel przedsiębiorstwa?
To nie są proste pytania, i często nie ma na nie jednej prostej odpowiedzi. Tych odpowiedzi, niestety, nie udzielamy też raz na zawsze co dodatkowo komplikuje sprawę.
Często nie potrafimy odpowiedzieć na wszystkie trzy pytania, z różnych powodów. Niektóre cele mogą nas nie interesować. Ktoś może nie chcieć się z nami danym celem podzielić.
Możemy się z odpowiedzią nie zgadzać, albo może ona stać w opozycji do tego, co sami chcielibyśmy osiągnąć. Wtedy wybieramy ignorowanie.
Uważam, że dlatego właśnie mamy tendencję do skupiania się na akcji bardziej niż na celu.
Cel a działania
Do tego, mierzenie działań samych w sobie jest prostsze, niż mierzenie naszej drogi do celu. Łatwiej jest rozliczać się z zadań, mierzyć KPI, wyrabiać nadgodziny. Dużo trudniej stwierdzić, na ile tydzień pracy zbliżył nas do wygranej.
Jako jednostki raczej wiemy, czy dzień pracy był dobry, czy nie do końca. Zdarzyło ci się kiedyś wyjść z pracy po 8 godzinach, potwornie zmęczonej, tylko po to, żeby zapytać siebie: co ja tak właściwie robiłam?
To sygnał tego, że twoje działania mogły nie mieć za wiele wspólnego z twoim celem.
Z drugiej strony, czasami robisz w pracy jedną rzecz, i pękasz z dumy, bo udało ci się tyle osiągnąć. Wiesz już na pewno, do czego zmierzam.
Jeśli zadania, które wykonujesz, nie dążą do zaspokojenia przynajmniej jednego z twoich/zespołu/firmy celów, albo wręcz stoją z nimi w sprzeczności, żaden proces, żaden regulamin, żadna instrukcja gry, nie będzie miała racji bytu.
Tak samo, kiedy te cele nie są jasne.
Nie ma wtedy sensu pisać podręczników, zasad działania, bo one nam w niczym nie pomogą. Wręcz przeciwnie, jeszcze odwrócą naszą uwagę od tego co najważniejsze, i sprawią, że będziemy się skupiać na odbębnianiu działań, pilnowaniu reguł i liczeniu wskaźników efektywności.
Tylko, kiedy odpowiesz sobie na (jedno naprawdę ważne) pytanie „*po co ja to robię*” będziesz w stanie świadomie planować, ustalać strategię i wygrywać.
[Dobre ćwiczenie na dojście do sedna sprawy? 5x czemu (link)]
A jaki jest ostateczny przepis na sukces?
Kiedy twoje osobiste cele, cele zespołu i cele przedsiębiorstwa uzupełniają się w dążeniu do wygranej.
Jeśli jesteś osobą, która właśnie rozwija zespół i zmaga się ze spadkiem produktywności, niechęcią wśród ludzi, bojkotowaniem zasad, bardzo polecam ci powrót do pytania „po co to robimy”.
Nie bój się dzielenia tymi celami ze swoim zespołem, wręcz przeciwnie, celebruj je, przypominaj o nich. Obserwuj działania zespołu i wspieraj te, które zbliżają was do osiągania kroków milowych.
Nie znaczy to niestety, że możesz zapomnieć o reszcie zadań i skupić się na jednym. W myśl zasady, że 20% wysiłków daje 80% sukcesu, dzień pracy to nie jest nieustające flow i Same Ważne Zadania. To też dużo żmudnego klepania, które trzeba zrobić. Chcę tylko, żebyś sprawdzała, sama ze sobą i ze swoim zespołem, jaki jest stosunek Ważnych Zadań do smutnej klepaniny.
I jeśli coś jest z tym stosunkiem nie tak, wróciła do rozmowy o celach.
Masz pytania lub potrzebujesz wsparcia we współpracy z przełożonym?
Skontaktuj się ze mną – pomogę Ci wypracować strategię, która przyniesie Ci konkretne korzyści!